Profil użytkownika nicebastard

Philip Seymour Hoffman

Smutek :(
Był wielkim aktorem, nie tylko dosłownie.
R.I.P.

nicebastard opublikował(a) wpis nicebastard
opublikował(a) wpis

A gdzie teraz jest forum? :)

Drzewo życia (2011)

Zapragnąłem tego już po kwadransie, ale obiecałem sobie, że wyjdę jako czwarty widz. A że na sali nie było akurat Richarda Dawkinsa, to przyszło mi czekać do połowy filmu. Poziom bełkotliwości porównywalny chyba tylko z "Waking Life" Linklatera, choć przyznaję, Malickowi trochę zabrakło do wygranej. Nie kupuję takiej rozmemłanej duchowości przeplatanej fragmentami programów National Geographic. Daję 2 za momentami piękne zdjęcia.

Melancholia (2011)

Pierwsza część to bardzo wiarygodne niemalże kliniczne studium depresji. Część druga uszlachetnienia melancholię, składa jej majestatyczny hołd. Rekompensuje krzywdzącą percepcję depresji jako stanu gorszego, a nie innego czy wręcz bardziej mistycznego niż powszechnie uznana norma. Perfekcyjna Dunst sprawia, że "Melancholia" jest pozycją obowiązkową dla tych, którzy przebywając na wykupionych zwolnieniach lekarskich będą musieli poradzić sobie przed obliczem ZUS-owskiej komisji.

80 dni (2010)

Kraj Basków był dla mnie białą plamą na filmowej mapie. Tymczasem stamtąd właśnie pochodzą dwa bardzo dobre filmy o podobnej tematyce: "80 dni" i "Ander" Roberto Castona. Nie najmłodsi już bohaterowie obu filmów: wiejska gospodyni Axun i rolnik Ander muszą skonfrontować się z silną i zaskakującą dla nich samych homoerotyczną namiętnością, w czym oczywiście nie pomaga im konserwatywne otoczenie. Bezpretensjonalność, dojrzałość i świetne aktorstwo pozwalają oba obrazy uznać za filmowe odkrycia.

Kolejny rok (2010)

Pozwolę sobie bardziej o samym Leigh niż o filmie. Gdybym miał kiedyś wybulić grubą kasę na kolekcjonerski box z filmografią któregoś z reżyserów, byłby to właśnie Leigh. Mało kto jest tak wytrawnym obserwatorem codzienności, mało kto pisze tak doskonałe dialogi. Ale tym, za co cenię go najbardziej, jest wyjątkowa czułość i bezwarunkowa akceptacja, jaką darzy bohaterów swoich filmów. Chapeau bas!

Somewhere. Między miejscami (2010)

Dla mnie to najsłabszy film Coppoli, która trzema poprzednimi produkcjami umościła się w gronie moich ulubionych reżyserów. Chyba nie do końca uwierzyłem w tę wewnętrzną przemianę Johnny'ego - posiadacza osobowości równie złożonej, jak przenośna rura do tańców, której użycie demonstrują programowo zwalczające synchronizację bliźniaczki. Nadal jednak jestem pod urokiem kobiecego sposobu, w jaki Coppola opowiada swoje historie i wielu reżyserom szczerze życzę takich najsłabszych filmów.

Czarny łabędź (2010)

Już milion krótkich recenzji, a moje myśli nie wybiegają w dziewicze rejony, w które nikt z oglądających jeszcze by się nie zapuścił. Dość mocno tematycznie kojarzył mi się z "Pianistką" - podobna przyczyna osobowościowych powikłań obu pań. Oczywiście i tu i tam popisowe aktorstwo w rolach głównych, choć Huppert mogłaby być panią profesor dla mniej doświadczonej życiowo i zawodowo Portman. Końcowe sekwencje sceniczne aż chciałoby się oglądać na loopie.

Chłopak do towarzystwa (2010)

Ten film, w przeciwieństwie do postaci granej przez Kline'a, nie uwodzi. Jest bardziej jak damessy, korzystające z usług wyżej wymienionego - zasuszony i usztywniony.

Królestwo zwierząt (2010)

Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to historia Lucky Lukea i mamuśki Dalton z inwentarzem jej potomstwa. Tyle, że na poważnie i nie tak kolorowo. Wytrwale i skutecznie budowana gęstniejąca, osaczająca atmosfera i Jackie Weaver przyprawiająca o dreszcze. Porównania z "Prorokiem" uzasadnione. Dla mnie Michod bije Audiarda. Więcej takich debiutów chcę!

Niezwykłe przygody Adeli Blanc-Sec (2010)

Nie lada sztuką jest nakręcić film, który pomimo nagromadzenia niezwykłych zdarzeń i osobliwych postaci będzie śmiertelnie nudny.

Miód (2010)

To jest tak, że zwyczajnie wypada zobaczyć zwycięski film z Berlina, nawet mimo przeczucia, że to nie będzie moje kino. Nie brak w tym filmie scen, które urzekają, ale niestety nie brak także takich, które nużą. Być może w kontekście dwóch poprzednich części trylogii doceniłbym "Miód" bardziej. Dodatkowy punkt w ocenie za rozbrajającą kreację głównego bohatera.

Wyśnione miłości (2010)

Genialne dziecko kina uderza ponownie. Mniej histerycznie, ale równie zabawnie jak w "Zabiłem moją matkę". Dolan ma genialny zmysł obserwacji i pocbijania ostrości tego, co zaobserwował. Klimatyczne zdjęcia, doskonale dobrana muzyka. Selekcjonerzy kolejnego WFF - inspirujcie się!

Aurora (2010)

Puiu cynicznie igra z cierpliwością widza, który może powiedzieć "wal się" (wielu było takich) albo odnaleźć w tej zabawie przyjemność. Bohater (sam reżyser) to przysiądzie, to rozejrzy się, to przystanie z uciętą w ciasnych, nieładnych kadrach głową. Puiu pozwala odkryć absurd codziennych, bezrefleksyjnych czynności i sytuacji. A tym, którzy przetrwają próbę cierpliwości serwuje pełnokrwisty dramat okraszony kolejną dawką absurdu w finałowej scenie. Fani Pana Lazarescu nie będą zawiedzeni.

Win/win (2010)

Historia trochę siada w połowie, kiedy film zaczyna obierać przewidywalny kurs na "o maklerze, który przejrzał na oczy". Mimo to Van Heusden spisał się bardzo dobrze. Ogromna w tym zasługa Oscara Van Rompaya, który stworzył niebanalnego i wyjątkowo pozytywnego bohatera. Zachwycają tez piękne, chłodne zdjęcia i oryginalne smaczki fabularne (zabawa w zgadywanie sumy należności w spożywczaku). Wahałem się między 7 a 8, ale udane debiuty zasługują na taryfę ulgową.

Prześladowca (2009)

Gdyby przyznawano nagrodę za najbardziej przereklamowany opisem film, to "Prześladowca" miałby duże szanse. Po samym seansie można jeszcze próbować składać sobie w głowie fragmenty układanki, domyślając się, kto zrobił co i dlaczego. Ale na spotkaniu z reżyserem on sam pogrążył film mówiąc, że to wszystko nie ma znaczenia, bo on chciał nakręcić rzecz o ludziach, którzy lubią szpiegować innych. Amen.

Chłopiec, który szukał duszy (2010)

Tak właśnie wyobrażam sobie afrykańskie opowieści ludowe. Jest dynamicznie, kolorowo i trochę naiwnie. Widać wpływ patronującego projektowi Tykwera.

Dziewczęta w czerni (2010)

Etykietka "filmu o emo" jest chyba tylko chwytem marketingowym. Raczej powierzchowne studium młodzieńczego weltschmerzu w wykonaniu irytujących aktorek. Ponoć na spotkaniu reżyser interpretował film jako obraz o ludziach tak niebywale kochających życie, że jeśli owo nie spełnia ich oczekiwań, to lepiej od razu je zakończyć. Osobom niebywale kochającym kino nie zalecam oglądania "Dziewcząt w czerni" do końca.

Kaboom (2010)

Pytanie o sens w przypadku "Kaboom" jest bez sensu. Dla planujących obejrzeć mam jedną radę: chillax! A, jeśli ktoś dysponuje numerem telefonu dilera, który zaopatruje Gregga Arakiego, bardzo proszę o kontakt na priv.

Usta (2010)

Paradokumentalny w formie film, duchem podobny do "Tournee". Można powiedzieć, że bohaterki też pojawiają się na gościnnych występach, ale w okolicznościach dużo mniej spektakularnych niż w filmie Amalrica. A trzy panie urzekły mnie siłą kojącego duszę spokoju.